środa, 6 listopada 2013

Wakacje 2013 część 3 - Supetar i Plitvice

Minęły dwa miesiące od naszego powrotu, a relacja nadal jest w rozsypce… Dziś mam zamiar to zmienić! Zapraszam do czytania kolejnej (ostatniej) części naszej Chorwackiej wyprawy.
Jak już wiecie postanowiliśmy opuścić Brele w poszukiwaniu innego, równie pięknego miejsca.
W tym celu udaliśmy się na wyspę Brac, którą przez ostatni tydzień mieliśmy przyjemność oglądać z okna. Płynęliśmy promem z Makarskiej do Sumartinu. Po tym, ile osób stało z wolnymi apartamentami przy drodze w okolicy Breli, spodziewaliśmy się czegoś podobnego na wyspie. Niestety ku naszemu zdziwieniu jechaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy a tu ani jednej osoby :/ Mieliśmy upatrzony przez internet jeden apartament w Splitskiej, ale plaże tam nie wyglądały ciekawie. Dojechaliśmy aż do Supetaru, gdzie zapytaliśmy o noclegi w informacji turystycznej. Znalazł się apartament z dwoma sypialniami, salonem z kuchnią i łazienką za 55 euro za noc, blisko centrum i plaż. Tam się zakwaterowaliśmy. Gdy tylko zostawiliśmy nasze rzeczy poszliśmy poszukać plaży i miejsca na obiad. Do plaży przy porcie szliśmy około 10 minut spacerkiem. Pogoda nie dopisywała, niebo było zachmurzone, więc resztę dnia spędziliśmy na odpoczynku.

Makarska - widok z promu
Widok z promu na wyspę Brac
Jedna z zatoczek na wyspie Brac










Nasz apartament









Drugiego dnia poszliśmy na „główną” plażę w Supetarze, gdzie wypożyczyliśmy leżaki. Woda w morzu okazała się zimniejsza niż w Breli, więc ciężko było nam się z nią oswoić.  Mimo wszystko udało się i korzystaliśmy z krystalicznie czystej wody. Dzień minął bardzo szybko, z krótką przerwą na spacer, pizzę i piwko :) Następne dni upłynęły bardzo podobnie: na skalistej plaży na końcu miasta, gdzie w wodzie można było znaleźć piasek i pełno muszelek (co dodatkowo zachęcało do nurkowania) oraz na małej kamienistej przy porcie.

Plaża miejska w Supetarze
Widok z plaży głównej na Chorwację
W okolicy portu

Plaża skalista

Walczące kraby :)

Plaża skalista


















Piąty dzień to wyjazd na osławiony przez wszystkich turystów Zlatni Rad w Bol. Zaplanowaliśmy wcześniejszą pobudkę i szybkie śniadanie, aby w miarę możliwości dojechać tam jak najwcześniej. Gdy pakowaliśmy rzeczy do samochodu dostaliśmy od naszych właścicieli cały worek pysznych, dojrzałych fig. Gdy już byliśmy na miejscu, przekonaliśmy się, ze miejsce jest faktycznie piękne, ale ilość ludzi i ceny są przytłaczające. Przez silne wiatry jest to raj dla różnego rodzaju sportów wodnych. My niczego nie świadomi rozłożyliśmy parasole po lewej stronie półwyspu, a po kilkudziesięciu minutach mieliśmy dwa wyjścia: uciekać na drugą stronę albo leżeć na ręczniku i trzymać parasol. Wybraliśmy oczywiście tą pierwszą opcję. Na nasze szczęście grupka Polaków właśnie kończyła plażowanie i mogliśmy zająć ich miejsce pod drzewem. Leżeliśmy naprzeciwko statku, który woził turystów z centrum miasteczka Bol na półwysep, więc mogliśmy obserwować jak dużo osób w ciągu dnia odwiedza Zlatni Rad.

Zlatni Rad
Zlatni Rad (2)











Zlatni Rad (3)
Zlatni Rad (4)












Wysokie ceny odstraszyły nas od jedzenia obiadu przy plaży, postanowiliśmy odwiedzić Bol w poszukiwaniu jedzenia, jednak miasto jest na tyle małe, że szybko zmieniliśmy zdanie. W drodze powrotnej do Supetaru zatrzymaliśmy się w typowo chorwackiej restauracji mieszczącej się przy agroturystyce. W menu królowały bardzo drogie potrawy mięsne, jednak każdy z nas znalazł coś dla siebie.

Widok na Supetar
Widok na Supetar (2)











I w taki właśnie sposób nastał ostatni dzień naszego plażowego lenistwa. Nie chciało nam się nigdzie daleko chodzić, ani jeździć, więc czas spędziliśmy na plaży przy porcie (gdzie swoją drogą była najcieplejsza woda :D). Mogliśmy w spokoju odpocząć i skorzystać z ostatnich chwil słońca. Przy okazji musieliśmy znaleźć dostęp do internetu i zaplanować wyjazd w następny dzień. Chcieliśmy jak najszybciej dojechać na jeziora Plitwickie. Po długim plażowaniu wróciliśmy do apartamentu, a wieczorem udaliśmy się na ostatni spacer po mieście. W końcu zdecydowaliśmy się spróbować kalmarów w krążkach – ogólnie smakowały jak ryba, ale taka bardziej chrupiąca. Ja przez cały czas miałam ochotę na grillowane krewetki, ale sprzedawali je tylko raz podczas naszego pobytu, a wtedy jeszcze nie byłam gotowa psychicznie na zjedzenie ich :) Do tej pory tego żałuję…

Plaża koło portu
Plaża koło portu (2)
Plaża koło portu (3)










W dzień wyjazdu zaplanowaliśmy wczesną pobudkę o 6:30, aby w spokoju zdążyć na prom o 9:00. Była to duża przesada, ponieważ udało nam się przyjechać na 7:45. Byliśmy w szoku ile samochodów może się zmieścić na jednym nie tak dużym promie. Dzięki temu dojechaliśmy w okolice Plitwic dużo szybciej niż planowaliśmy, więc mieliśmy czas na szukanie apartamentu. Większość była już zajęta, pozostało nam wziąć 4-osobowy z sypialnią i salonem za 50 euro. Nie była to atrakcyjna cena, ale ważne że mieliśmy gdzie spać :) Niedługo po południu byliśmy już na parkingu przy jeziorach, obraliśmy trasę H. Zaczęliśmy przy wejściu 2, skąd autobus wywiózł nas pod górę. Tam skorzystaliśmy z niedrogiej knajpki, w której zjedliśmy hamburgery z frytkami. Później już tylko szliśmy, szliśmy i szliśmy, przy okazji podziwiając jeziorka, wodospady i kładki :D Nie powiem, jest to bardzo urokliwe miejsce i naprawdę warto tam pojechać przy okazji wizyty w Chorwacji, ale na kimś kto widział fiordy Norweskie nie zrobi to aż tak dużego wrażenia. W sumie cała trasa zajęła nam 3 godziny, czyli tyle ile zapowiadała mapka przed wejściem :) Zaraz potem wróciliśmy do apartamentu, aby wypić ostatnie piwo w Chorwacji.

Jeziora Plitvickie
Jeziora Plitvickie
Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie


Jeziora Plitvickie



















Bus na jeziorkach













Rano, gdy wstaliśmy przywitała nas bardzo niska temperatura. Mimo to postanowiliśmy zjeść śniadanie na balkonie, co zdziwiło Polaków mieszkających w apartamencie obok. W drogę do domu ruszyliśmy około godziny 9:00. Tego dnia chyba ktoś postanowił sprawdzić naszą cierpliwość, ponieważ staliśmy na granicy słoweńskiej 2 godziny w korku. Na szczęście dalsza część drogi minęła całkiem w porządku (nie licząc ulewy w Austrii) i wieczorem dojechaliśmy do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz