czwartek, 12 grudnia 2013

Rzym! - 16-20.10.2013

Studiowanie pochłonęło całą radość pisania bloga. A przecież tak dużo czasu minęło od pobytu w Rzymie...
Pomysł na wycieczkę do wiecznego miasta powstał w mojej głowie jako prezent urodzinowy dla Karola, gdy na fly4free.pl ujrzałam wpis o tanich lotach Ryanair z Wrocławia do Rzymu. Uznałam że idealna data to 16-20 października. Bilety kupione za około 150 zł za osobę w dwie strony 3 miesiące przed datą wylotu. Pojawił się duży problem ze znalezieniem noclegu w dobrej cenie, bo skoro to prezent to przecież nie będziemy nocować na campingu. Padło na Resort La Rocchetta w dzielnicy La Giustiniana, koszt całego pobytu to 200 euro ze śniadaniami.

W międzyczasie linie lotnicze zrobiły miłą niespodziankę zmieniając godziny wylotu i przylotu dzięki czemu zyskaliśmy sporo czasu i pieniędzy (nie trzeba było dopłacać za późny check-in w hotelu - we Włoszech to może kosztować nawet 50 euro).
Gdy nastał upragniony 16 października oboje nie mogliśmy uwierzyć, że wsiądziemy do samolotu i po dwóch godzinach lotu będziemy w ciepłym i pięknym miejscu (szczególnie biorąc pod uwagę deszczową pogodę w Polsce). Mimo to udało się i z lekkim opóźnieniem wylądowaliśmy na lotnisku Ciampino. Później podróż autobusem stacji Anagnina, metrem do centrum i pociągiem do La Giustiniany. W hotelu byliśmy około godziny 20:30 i nie mieliśmy ani trochę siły na zwiedzanie wieczorne. Poszliśmy tylko na spacer w okolice i zjedliśmy kolację w miejscowej restauracji o nazwie "Red kok" :D
W następny dzień (urodziny Karola) wyspaliśmy się, zjedliśmy pyszne włoskie śniadanko (tosty z szynką i serem, ciasto, jogurt i kawkę), poszliśmy do sklepu na zakupy, a potem pojechaliśmy do Watykanu. Postanowiliśmy wejść do Bazyliki św. Piotra oraz na kopułę. Wybraliśmy opcję wchodzenia bez windy, niestety nie pomyślałam o tym że mam buty na koturnie :D No ale zawzięłam się i dałam radę... Widok był niesamowity, uwielbiam oglądać miasta z góry. 

Plac św. Piotra
Bazylika św. Piotra

Watykan

Widok z kopuły

W takich butach wchodzi się po schodach :D
Bazylika św. Piotra
Plac św. Piotra

Bazylika św. Piotra

Bazylika św. Piotra















Bazylika św. Piotra

 Niestety nie weszliśmy do grobu Jana Pawła II bo była strasznie duża kolejka. W tym dniu także nie odwiedziliśmy muzeów Watykańskich ze względu na późną porę. 
Dość dużym problemem było też to, że nie naładowałam aparatu przed wycieczką (jak to się w ogóle stało?). Tak więc po wizycie w Watykanie musieliśmy wrócić do hotelu i podładować akumulator. Dzięki temu mogliśmy napić się kupionego rano słodkiego czerwonego musującego winka - Piemonte Brachetto. To było chyba najlepsze winko jakie do tej pory piłam :) Odpoczęliśmy chwilę i gdy już się ściemniało (na dworze oczywiście) pojechaliśmy do centrum pozwiedzać i zjeść kolację. Celem była jakaś miła pizzeria i taką znaleźliśmy. Zupełnie nie pamiętam jak ona się nazywała, ani gdzie dokładnie była (uaktualnienie: Karol znalazł to miejsce, dokładny adres to via del Governo Vecchio 76), ale pizza była pyszna! Dodatkową atrakcją było to, że siedzieliśmy przy stoliku w małej uliczce, po której co jakiś czas przejeżdżały samochody (które ledwo się tam mieściły). Podczas kolacji dostałam od mojego ukochanego piękną białą różę :)
Watykan
Most
Na moście

mmmmm... pycha :D






















Po obfitym jedzeniu postanowiliśmy nie tracić już dłużej czasu na głupoty, wsiedliśmy do autobusu, pojechaliśmy na plac Wenecki i stamtąd spacerkiem szliśmy do Koloseum mijając po drodze Pałac Wenecki, Forum Romanum i różne pomniki :) 
Plac Wenecki
Forum Romanum

Koloseum


















Była już późna pora i baliśmy się, że nie zdążymy na ostatni pociąg do naszej La Giustiniany, więc postanowiliśmy wracać. 
Następny dzień zaczął się jak zwykle od śniadania, po którym ruszyliśmy w drogę do Muzeów Watykańskich. Chcieliśmy być tam jak najwcześniej, bo czytałam o ogromnych kolejkach. Na szczęście nie było tak źle, na bilety czekaliśmy mniej niż 15 minut. Obejrzeliśmy tylko to, co najciekawsze, czyli: Galerie Kandelabrów, Arrasów i Map; Salę Sobieskiego, Stanze di Rafaello oraz Kaplicę Sykstyńską. Wystarczyło nam na to 2 godziny, gdyż nie lubimy tłumów ludzi, którzy nie pozwalają na spokojne przyjrzenie się sztuce :D
Muzea Watykańskie
Sala Sobieskiego

Muzea Watykańskie

Muzea Watykańskie

















 Po tak dużej dawce kultury musieliśmy odpocząć jedząc pyszne włoskie lody w lodziarni koło Watykanu :) Potem pojechaliśmy znów w okolice placu Weneckiego, żeby tym razem zobaczyć to wszystko w ciągu dnia. Weszliśmy do Pałacu Weneckiego, obejrzeliśmy Forum Romanum z tarasu widokowego i nakarmiliśmy mewę krakersami :D Później, znów spacerkiem, wybraliśmy się do Koloseum wzdłuż Forum Romanum. Po drodze zjadłam kawałek kokosa i wciąż szukałam ładnej pamiątki. Postanowiliśmy, że nie będziemy wchodzić do Koloseum, co prawda 16 euro to nie majątek, ale jak już wiecie my po prostu nie lubimy oglądać zabytków od środka (tylko Muzea Watykańskie były wyjątkiem od reguły). Górka obok Koloseum była idealnym miejscem do odpoczynku od Rzymskiej bieganiny, aż do czasu pierwszej wyjazdowej kłótni z Karolem. Tym razem była spowodowana obecnością pary przytulających się gejów, której mój ukochany nie mógł znieść i cały czas musiał o nich gadać :) Gdy już nie wytrzymałam marudzenia poszliśmy w stronę Circus Maximus, skąd pojechaliśmy pod Fontannę di Trevi.

Forum Romanum
Żarłok

Forum Romanum

Owocki :)

Koloseum

Circus Maximus

























Dużym zdziwieniem było to, że aż tyle ludzi może się tam zmieścić. Wiedziałam, że w Wiecznym Mieście jest dużo turystów, ale aż tyle w jednym miejscu? Niemożliwe! Później złapał nas głód, więc wybraliśmy się w poszukiwaniu dobrego spaghetti. Nieprawdopodobnym było to, że w żadnej knajpie makaron nie był przygotowywany na świeżo, wszędzie był już przygotowany i tylko odgrzewany jak ktoś go zamówił. Niestety spróbowałam go, szczerze mówiąc już pomysł na... smakuje lepiej :D Ostatnim miejscem odwiedzonym w tym dniu były Schody Hiszpańskie i uliczki zakupowe w ich okolicy.

Fontanna di Trevi
Fontanna di Trevi

Fontanna przy schodach hiszpańskich

Schody Hiszpańskie





















Gdy wróciliśmy wieczorem do domu poczułam, że coś mnie bierze... Już dzień wcześniej bolał mnie brzuch, ale tym razem doszedł też ból głowy i gorączka, które nie dały mi spokoju przez całą noc. Nie myliłam się, rano obudziłam się z okropnym bólem gardła i problemami z mówieniem - fantastycznie, zawsze o tym marzyłam :( Mimo to, nie poddałam się, w końcu miałam już wcześniej obmyślony plan pojechania nad morze. Poszliśmy rano do apteki, kupiłam Ibuprofen i Tantum Verde, poleżałam jeszcze chwilę w łóżku i ruszyliśmy w drogę. Gdy już dojechaliśmy do Lido di Ostia poszliśmy do sklepu po mandarynki i banany i udaliśmy się na plażę :) Pogoda była piękna, nawet niektórzy (Polacy) się kąpali i opalali toples :) Ja postanowiłam się aż tak bardzo nie rozbierać, bo nie chciałam mieć gorączki podczas powrotu do Polski. Wystarczyło mi leżenie na piasku, moczenie stóp w morzu i zbieranie muszelek :) Dawno nie mogłam się tak oderwać od rzeczywistości. 

Lido di Ostia
Lido di Ostia










Po odpoczynku (oboje) chcieliśmy pójść na typowe włoskie zakupy. Według przewodnika Pascal Lajt młode Rzymianki ubierają się w sklepach przy Viale Marconi, więc tam właśnie pojechaliśmy. Szczerze powiedziawszy spodziewałam się raczej tego, że wybór ubrań mnie przytłoczy, a było zupełnie odwrotnie. Sklepy albo były mega drogie albo po prostu nic w nich nie było. Dobrze, że chociaż Karol wyszedł na tym dobrze i kupił sobie sweterek :)
Kolejnego dnia wylot do Wrocławia mieliśmy o 15:30. Chcieliśmy jeszcze przed powrotem zobaczyć papieża i pomodlić się za niegrzecznych znajomych, ale obliczyliśmy, że może zabraknąć nam czasu, no i nie było pewności, że papież będzie odprawiał mszę. Spakowaliśmy się, pojechaliśmy z walizkami do Watykanu, zobaczyliśmy ile ludzi czeka na placu św. Piotra i ruszyliśmy w stronę lotniska. Po drodze nie mieliśmy żadnych problemów i przygód, na lotnisko dojechaliśmy godzinkę przed wylotem. 
Watykan
Idziemy na msze!










I tu niestety skończyła się nasza przygoda, na pewno musimy ją kiedyś powtórzyć. Oboje jednogłośnie stwierdziliśmy, że zabrakło nam czasu aby poczuć Rzym. Czuliśmy jakbyśmy go tylko lekko dotknęli :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz